Od dramatycznych przeżyć w lochach minęło już trochę czasu i wielki szum wokół ataku nieco zmalał, jednak poddenerwowani mugolacy wciąż nerwowo szeptali między sobą snując się pod ścianami korytarzy. Teraz mało kto zwracał na nich uwagę, bowiem zdecydowana większość uczniów żyła już balem z okazji Święta Duchów. Jakże wielki entuzjazm wzbudziła wśród męskiej części uczniów wieść o tym iż mogli przebrać się na imprezę tak, że nikt ich nie pozna, a co za tym szło, nikt nie dostrzeże ich ewentualnej tanecznej kompromitacji.
Dorian nie był w tej kwestii wyjątkiem. Chociaż opinie co do jego partnerskich umiejętności były bardzo pochlebne, Krukon zawsze potrzebował chwili by wczuć się w rytm i puścić wodze fantazji. Nieco wcześniej kreatywnością wykazała się jego partnerka. Calypso Spelling, która podjęła się stworzenia im kostiumów.
Bal za chwilę miał się zacząć, a Dorian wciąż stał przed lustrem patrząc z niedowierzaniem w swoje odbicie. Że też dał się namówić na przebranie w stylu średniowiecznym. Teraz wyglądał jak... jak jakiś tam król, który bez porad maga Merlina nie umiał sobie nigdy w życiu poradzić "Artur mu było? Czy jakoś podobnie... Westchnął. No cóż, przyjaźń z Calypso wymaga poświęceń. Jeszcze raz obrzucił wzrokiem czerwoną pelerynę, potargał lekko włosy palcami i wyszedł z dormitorium by zabrać koleżankę na obiecany bal.