Wszystkie głosy w Wielkiej Sali umilkły, a twarze uczniów zwróciły się w kierunku profesor McGonagall, która ułożyła już na wysokim taborecie Tiarę Przydziału. Był to stary, wysłużony kapelusz, jednak wszystkie oczy wpatrywały się w niego z zapartym tchem. Szew tuż przy rondzie rozpruł się szeroko i Tiara zaśpiewała.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Gdy skończyła na sali rozbrzmiała burza oklasków. Dyrektor wkrótce uciszył je delikatnym uniesieniem ręki. Profesor McGonagall odchrząknęła i rozwinęła długi pergamin, który trzymała w dłoniach. Przebiegła wzrokiem po liście, po czym wykrzyknęła.
-
Jamie Rayon! - z tłumu pierwszoroczniaków wystąpił
chłopiec o
brązowych włosach i
brązowo zielonych oczach. Zdawał się być
przestraszony. Z lekkim trudem usiadł na wysokim krześle wciskając na głowę tiarę, która opadła mu aż na oczy. Ręce
położył na kolanach. Przed Tiarą nic nie dało się ukryć i od razu poznała, że jest to osoba nad wyraz
odważna.
Jamie jest wyluzowanym i rozgadanym chłopcem. Często robił dowcipy młodszym kolegom, nie przejmując się konsekwencjami. Ma on wrodzone zdolności manipulacyjne. Potrafi przekonać ludzi do swojego zdania nawet jeśli nie ma w nim ani ziarnka racji. Mimo wszystko nie potrafi długo się gniewać, to zupełnie nie w jego stylu. Może być wredny ale to tylko gdy ma powód. Nie ma żadnych problemów z nawiązywaniem nowych znajomości i chętnie też je zawiera. . Szew rozdarł się ponownie, a Tiara krzyknęła.
-
(dom, uzupełnia go administracja)! - pospiesznie zdjął kapelusz i ruszył w kierunku stołu wspólnego
(nazwa domu), gdzie został powitany gromkimi brawami innych uczniów.
***
Od Ceremonii przydziału minęło już
siedem lat. Przez ten czas
bardzo się zmienił.
Jego króciutkie włosy, były teraz już całkiem długie, no to znaczy jak na chłopaka a nie że od razu do ziemi. Miał pełne brązowo zielone oczy, pod którymi mieścił się prosty nos. Pod tym prostym nosem mieściły się morelowe usta. Jego cały wygląd sprawiał że mógł przypominać argentyńczyka bądź hiszpana gdyż jego matka była hiszpanką. Wzrost Jamiego przekraczał próg stu osiemdziesięciu centymetrów.. Sobotni wieczór spędzał w Pokoju Wspólnym
odrabiając Numerologię. Ubrany był w
koszulę w kratkę, pod którą miał podkoszulek i czarne spodnie. Na to wszystko narzuconą miał szatę codzienną swojego domu. . Oderwał się od swego zajęcia, gdy podszedł do niego jeden z prefektów domu, który na prośbę opiekuna prowadził spis uczniów zostających na święta w Hogwarcie.
- Cześć, jak się nazywasz? - zagaił wesoło.
-
Jamie Charlie Rayon.
- Jesteś z tych
średniozamożnych, mugolskich Rayon'ów?
- Tak. Mój ojciec jest
mugolskim taksówkarzem, a moja matka
mugolską gospodynią domową.
- A masz jakieś rodzeństwo?
-
Tak. Mam trzy siostry. Najstarsza z nich to Rosalie, pracuje teraz w Banku Gringotta kiedyś przynależała do Ravanclaw, druga to Angelina, jest na piątym roku w Hogwarcie w domu Hufflepuff a trzecia i najmłodsza to Lily. Jest na trzecim roku w Slytherin.- Dlaczego zostajesz na święta w Hogwarcie?
-
Nie chciało mi się jechać z rodzicami.- Aha... Słyszałem, że jesteś dobry z
latania na miotle?
- Tak,
uwielbiam wznosić się w powietrze na miotle. Mam zamiar startować do naborów do drużyny Quidditcha.. Ale za to nie przepadam za
Eliksirami.
- Też tego nie lubię... To jeszcze powiedz mi kiedy się urodziłeś i w której jesteś klasie.
-
18 luty, 7.
- No to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
***
Na łóżku leżał
niebieski notes.
Jamie sięgnął po niego i przekartkował go. Z notatnika wypadł rachunek ze sklepu Olivandera, widniał na nim napis
"Grusza, pióro feniksa, 12 i 3/4 cala".
Chłopak wepchnął go między kartki pamiętnika i przerzucił kilka kolejnych stron. Tym razem natrafił na nieco podniszczoną kopertę, w której przyszedł do niego pierwszy list z Hogwartu. Wypisano na niej pochyłym pismem
"Apple Street, Sheffield, Wielka Brytania". Przez moment patrzył na nią, a później zerknął na stronę, która była założona owa kopertą. Uśmiechnął się pod nosem widząc napis
"Czarna magia jest przerażająca ale trochę mnie interesuje". Odwrócił stronę przebiegając wzrokiem po niedługim tekście.
"Mój pierwszy miesiąc w Hogwarcie minął bardzo szybko. Podoba mi się tutaj coraz bardziej, chociaż ostatnio natrafiłem na coś dziwnego. Zwiedzając kolejną pustą salę usłyszałem dziwny odgłos dochodzący z jednej z szafek. Niewiele myśląc otworzyłem ją, co było błędem, ponieważ w moim kierunku śmignęła profesor McGonagall. Uciekłem z krzykiem... Teraz już wiem, że był to bogin."Przeniósł wzrok na następną stronę.
"*Ostatnio na lekcjach obrony przed czarną magią zajmujemy się bardzo ciekawym tematem. Uczymy się rzucać zaklęcie patronusa, jest ono pomocne przy walce z dementorami. Mnie udało się wyczarować go już/dopiero za 5 razem. Przybrał postać fenka.* Profesor oznajmił mi, że opanowałem zaklęcia na poziomie średnim"Zamoczył pióro w kałamarzu i dopisał kilka zdań.
"Mój plan zajęć:
Dla siedmiu przedmiotów:
●○○○○○ - Eliksiry
●●○○○○ - Transmutacja
●●●○○○ - Astronomia
●●●●○○ - Zielarstwo
●●●●○○ - Starożytne Runy
●●●●●○ - Numerologia
●●●●●● - Latanie na Miotle
"