Wejście do Ministerstwa Magii, dla interesantów, znajdowało się w jednej ze zniszczonych budek telefonicznych stojącej tuż obok wielkiego kontenera na śmieci w jakiejś bocznej, rzadko uczęszczanej uliczce.
Mężczyzna o
siwych włosach i
niebieskich oczach, wyglądający na nie więcej niż
70 lat,
skrzywił się na widok śmietnika, po czym podszedł do telefonu. Chwycił za słuchawkę wykręcając przy tym numer 62442. Wewnątrz budki rozległ się chłodny, kobiecy głos.
- Witamy w Ministerstwie Magii. Proszę podać imię, nazwisko i sprawę.
-
Filius Flitwick. Zostałem wezwany na przesłuchanie.
- Dziękuję. Interesancie proszę wziąć plakietkę i przypiąć ją sobie na piersi. –
Filius wystawił po nią rękę rzucając okiem na informację. Przypiął ją sobie do ubrania. Kobiecy głos odezwał się ponownie.
- Szanowny interesancie, przypominamy o konieczności poddania się kontroli osobistej i okazania różdżki do rejestracji przy stanowisku ochrony, które mieści się w końcu atrium. - budka zaczęła powoli zjeżdżać w dół, a gdy wreszcie się zatrzymała, drzwi otworzyły się i usłyszał kolejne słowa.
- Ministerstwo Magii życzy Panu miłego dnia.
Od razu ruszył w kierunku biurka po lewej stronie, nad którym wisiała tabliczka z napisem "Ochrona".
- Proszę tu podejść. - odezwał się czarodziej siedzący po drugiej stronie stolika. - Różdżka. - wycedził beznamiętnym głosem. Filius podał mu ją niechętnie.
-
Różdżka, Czarny bez, włos nundu, 14 cali używana
55 lat. Tak?
- Tak, tak... - rzucił pospiesznie odbierając swą różdżkę i ruszył w kierunku jednej z sal rozpraw.
Był zdenerwowany. Od razu został wprowadzony do dużego, okrągłego pomieszczenia otoczonego zewsząd rzędami ławek. Większość z nich była
pusta. Z wymalowanym na twarzy
stresem skierował się do krzesła na środku sali i usiadł na nim.
- Imię i nazwisko. - rozległ się głos sędziego, który zasiadał na trybunach na przeciwko niego/niej.
-
Filius Flitwick.- Czy pochodzi Pan z tej
półkrwi i średniozamżonej rodziny Flitwick?
- Tak.
- Data urodzenia i wiek.
-
12 luty 1929 rok, 70 lat.- Mieszka Pan w
Hogsmeade?
- Tak, właśnie tam, w roku szkolnym w Hogwarcie.
- Dobrze, dobrze... to jeszcze czym Pan się zajmuje?
-
Jestem nauczycielem zaklęć i uroków w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie...Tylko tyle zdołał zobaczyć w swojej myślodsiewni. Reszta wspomnień była zamazana i nie dało się z nich nic odczytać.
***
Od owej rozprawy minęło już
13 lat i teraz wydawało mu się śmieszne, że został wezwany do ministerstwa z powodu
odrzucenia pracy jako szef departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów w Ministerstwie Magii. Aktualnie siedział przy jednym ze stolików
w Dziurawym Kotle przy ulicy Charing Cross Road w Londynie popijając
syrop wiśniowy z sodą, do tego kilka kostek lodu i parasolką. Wyglądał prawie tak samo jak wtedy. Niski wzrost i charakterystyczny sposób chodzenia dalej mu towarzyszą. Ciężko dopatrzeć się siwych włosów, lecz pozostała mu specyficzna, siwa, długa broda. Doszło mu również przez te 13 lat wiele nowych zmarszczek, które dodają mu powagi i majestatu. Na jego twarz wciąż promienieje ten sam uśmiech, a w jego niebieskich oczach wyraźnie ujrzeć można radość i chęć do życia. Jego postać jak zwykle okrywa szykowna szata w odcieniu brązu. Zdawało się, że na kogoś czeka, gdyż stukał niecierpliwie palcami w blat i zerkał w kierunku drzwi.
Zwykle bywał cierpliwy. Jest zabawny, sympatyczny oraz zawsze można liczyć na jego pomoc oraz dobre serce. Odkąd tylko zaczął pracę jako profesor w Hogwarcie, stara się aby zagłębianie zaklęć nie było dla uczniów nudnym przedmiotem, tylko kwintesencją magii, która może zaciekawić i przydać się w przyszłości. Jest otwarty na każdego, mimo iż wydaje się osobą cichą i opanowaną, jest tak naprawdę bardzo uczuciowy i łatwo się wzrusza. W końcu próg przybytku przekroczyła osoba, na którą czekał. Od razu dosiadła się do jego stolika.
-
Filius nareszcie się spotykamy! - zagadnęła z uśmiechem na twarzy - Jak tam twoja rodzina?
-
Wiesz, jest jak jest. Rzadko widzę Mary, Catherine i Robba, chociaż wydaje mi się, że przyzwyczaili się już do mnie i traktują mnie jak ojca i dziadka.- Rozumiem. A jak TE sprawy?
- Jeżeli o TO chodzi,
Zakon ma się całkiem dobrze.
- Słyszałem, że ostatnio Śmierciożercy użyli kilku czarnomagicznych zaklęć by znęcać się nad mugolami.
-
Tak, biedni mugole, jeżeli o mnie chodzi to uważam,
że czarna magia jest plugastwem i przynosi hańbę dla nas, czarodziejów. - Zawsze wiedziałem, że
jesteś człowiekiem o złotym sercu. No... zbieram się. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
***
Wszedł do swojego
zabałaganionego przez różne książki i pergaminy gabinetu. Jego spojrzenie od razu padło na płaską, kamienną misę stojącą na biurku. Podszedł do niej i delikatnie dźgnęła końcem różdżki srebrzystą mgłę wypełniającą myślodsiewnię. Ciarki przebiegły mu po plecach, gdy z misy wyłoniła się zamazana postać unosząca wysoko nad głową różdżkę, z której wystrzeliła
łania. Machnął ręką rozganiając "dym". Usiadł przy stoliku. Szuflada po prawej stronie zadrżała niebezpiecznie. Filius odsunął ją i zerwał się na równe nogi odskakując do tyłu, gdy w jego kierunku wystrzelił
przerażający clown. Szybko uniósł różdżkę.
- Riddiculus! - zawołał, a bogin zamienił się w
balon o nietypowym kształcie i zniknął.